Witajcie na moim blogu. Zapraszam do lektury

Podczas minionych niedawno świąt głównie jadłam i spałam, a myślenie ograniczyłam do koniecznego minimum: Czy zjeść jeszcze jeden kawałek babki/pasztetu/jajka? Ile to ma kalorii? Dużo? Nieważne. Taki był misterny plan, w który wtajemniczyłam tylko pana Brutusa, mojego drogiego kompana we wszelkich przedsięwzięciach.
Wydawał się nie mieć nic przeciwko, skwapliwie towarzyszył mi podczas przygotowań, potem grzecznie zjadał podawane kąski i pilnował mnie na spacerach, podczas gdy ja się oddawałam rozkosznym marzeniom o następnych etapach biesiadowania. A potem, całkowicie znienacka i bez ostrzeżenia, uznał, że musi stać na straży także innych dziedzin mojej egzystencji i zaczął mnie mitygować, śląc pełne wyrzutu spojrzenia zamglonych oczu, które odczytywałam: „Nie wiem jak ty, ale ja nie samym chlebem żyję i potrzebuję strawy duchowej”.

 

Mnie nie przeszkadza, gdy jakieś pytania pozostają bez odpowiedzi, dociekliwy pan Brutus ma z tym jednak problem.

Nie pozostało mi więc nic innego, jak ponieść konsekwencje zupełnie niezrozumiałej, jak się okazało, potrzeby posiadania psa intelektualisty – doprawdy, tylko brakowało, by się chwycił pod siwą brodę – i między kiełbasą, jajkiem i mazurkiem, szukać odpowiedzi na dręczące go pytania.
Mnie nie przeszkadza, gdy jakieś pozostają bez odpowiedzi, pan Brutus jednak, z powodu nieposkromionej dociekliwości, ma z tym problem. Szczególnie zafrapowała go kwestia, dlaczego czas nie zatrzymuje się nawet wtedy, gdy się mu zaproponuje chwilę wytchnienia. Ja zaś, zapewne na skutek intelektualnej presji i poczucia zawodu (et tu Brute contra me?), wciąż usiłuję dociec, jak i kiedy, skoro o czasie mowa, do tego doszło, że pies moich synów stał się moim psem.

PS Zwrotów nie ma.

 

Udostępnij
Napisała:

Nic nie jest takie, jakim się wydaje.

BRAK KOMENTARZY

NAPISZ SWÓJ KOMENTARZ