Witajcie na moim blogu. Zapraszam do lektury
 

OKRUCHY CODZIENNOŚCI

„Ludzie przeważnie nie zdawali sobie sprawy, że przeżywają życie, kiedy je przeżywali”.
Elizabeth Strout „Olive Kitterridge”

 

 

Niemal wszyscy popełniają ten błąd. Czekają. Zazwyczaj na jakiś nieokreślony cud, który… nigdy nie nastąpi. Cud tożsamy ze zmianą, odmianą – życia, nas samych, losu, oczywiście na lepsze. Takie spektakularne cuda zazwyczaj się nie zdarzają.

Czasem myślę o momencie, gdy nadejdzie koniec. Wyobrażam sobie, że zadaję wtedy najbardziej bezzasadne i naiwne pytanie w moim całym, o, ironio, życiu: to już?! Bywa, że w tej imaginacji bezradnie rozkładam ręce. Niewesoła wizja, ale zarazem jakże trzeźwiąca!
Traktujemy życie, dany nam czas dość nonszalancko, jakby myśląc, że chwila nie w pełni wykorzystana, zostanie nam zwrócona. Jakieś to przebiegłe, albo po prostu zwyczajnie głupie.
Nie sądzę jednak, aby istniało coś takiego, jak „właściwie wykorzystany czas”. Nawet brzmi to fałszywie, jak słowa nawiedzonego kaznodziei.

Moją ulubioną kolekcją są przeżyte chwile, czasem znaczące, przełomowe, czasem pozornie błahe, ale zawsze wybieram przyjemne, bo zapamiętywać przykre to żadna sztuka.
Może sens życia ukryty jest właśnie w okruchach codzienności? Proponuję wziąć pod uwagę tę ewentualność, choć z pewnością czekanie na cud wydaje się bardziej atrakcyjne.

Moją ulubioną kolekcją są przeżyte chwile.

Czytam teraz „Okruchy codzienności” Elizabeth Strout. Oryginalny tytuł to „Olive Kitteridge” i nowsze wydania noszą właśnie ten. Losy bohaterów, zwłaszcza tytułowej Olive, wiodą, przez to nieuzasadnione czekanie na nie wiadomo co do ponurej konstatacji-pytania, o której wspomniałam wcześniej i nie zamierzam robić tego ponownie (bo mnie mimo wszystko nieco niepokoi i wolę udawać, że jej nie ma).
Bohaterowie powieści momentami wydają się śmieszni, czasem groteskowi, a jednak bardzo ludzcy. Autorka opisuje ich z niewysłowioną czułością i zrozumieniem. Przedstawia wydarzenia pozornie niegodne uwagi z taką samą lekkością i skupieniem jak katastrofy. Dzięki temu wszystkie te sprawy, ludzkie życie, wydają się mieć znaczenie. Jest to niewypowiedzianie krzepiące.

Podoba mi się zabieg kompozycyjny: napisałam „powieść”, ale właściwie każdy rozdział można uznać za opowiadanie. Czasem Olive pojawia się jedynie na dalekim planie, jednak jej postać i historia spajają całość.

No to tymczasem. Poczytam, poprzeżywam życie.

Napisała:

Nic nie jest takie, jakim się wydaje.

BRAK KOMENTARZY

NAPISZ SWÓJ KOMENTARZ